Dziś przychodzę do Was z recenzją książki Witolda Horwatha Lisica. Dzięki uprzejmości Pana Witolda mogę przeczytać zarówno Lisicę, jak i drugą część powieści – Dziewczyna z Konstancina. Omyłkowo zaczęłam czytanie właśnie od części drugiej, gdzie poznałam Hannę Lubochowską już jako policjantkę. Kilka dni później trafiła do mnie Lisica, która jest pierwszą częścią powieści, więc dziewczyna została chwilowo odstawiona na półkę, ale nie martwcie się! Lisica już za mną, więc już zdążyłam wciągnąć się w świat Dziewczyny z Konstancina i niedługo Wam o tym opowiem.
Lisica – kobieta spoza realiów
Muszę przyznać, że lektura Lisicy naprawdę wiele mi wyjaśniła, szczególnie ciekawską i nieustępliwą osobowość Hanny, która czuła się odpowiedzialna za rodzinę po pobiciu ojca, który zresztą od tego czasu miał niewładne nogi i poruszał się na wózku inwalidzkim. Hani nie poznajemy jednak jako dziecko, a nastolatkę z papierosem w ustach, łamiącą schematy i robiącą rzeczy, które pannie w jej wieku zupełnie nie przystoją. Hanna od pierwszych kart przypadła mi do gustu i muszę przyznać, że chciałabym być tak nieustępliwa, uparta, pewna siebie i odważna jak ona. Hania to kobieta łamiąca wszelkie schematy, odważniejsza niż niejeden mężczyzna, sprytniejsza od Sherlocka Holmsa i sprytna jak prawdziwa lisica.
Pan Witold Horwath ma chyba coś wspólnego z podróżami w czasie, ponieważ Polskę w latach 20 XX wieku opisuje co najmniej tak, jakby tam był. Akcja powieści ma miejsce w latach pomiędzy Przedwiośniem a Kamieniami na szaniec, w dwudziestoleciu międzywojennym. W książce doskonale oddany został charakter lat 20., a szczególnie przypadł mi do gustu język, jakim posłużył się autor – niektórych z tych słów już dawno nie używamy, jak chociażby tancbuda. W książce można znaleźć mnóstwo takich smaczków przenoszących w czasie, a Pan Witold opisuje rzeczywistość tak realnie, jakby co najmniej był tuż obok naszych bohaterów. Prawdziwy miłośnik detali zabierający nas w podróż sto lat wstecz już od pierwszej karty powieści. W książce pojawiały się cudowne szczegóły przenoszące do realiów tamtych czasów, jak chociażby kupowanie benzyny nie na stacji benzynowej jak teraz, a w aptece czy sklepie chemicznym. Wiedzieliście, że tak niegdyś było? Kiedy samochody pojawiały się nieśmiało na ulicach pomiędzy licznymi dorożkami.
Lisica podzielona jest na osiem rozdziałów umieszczonych na prawie 500 stronach, a każdy z rozdziałów opowiada inne przygody śledcze, w jakich udział brała nasza nieposkromiona Hania. Najbardziej spodobał mi się rozdział 6 – kim jest ten w Googlach. W rozdziale okazało się, że na świecie znajduje się jeszcze ktoś z hankowej rodziny, ale pozwolę sobie więcej nie zdradzić, aby nie psuć Wam zabawy. Przypadł mi do gustu również doskonały opis zakopania żywcem w trumnie. Pozwolę sobie zachować w tajemnicy kto, kogo i po co zakopywał, ale czytając książkę, będziecie dokładnie wiedzieli, o którą scenę mi chodzi.
Bardzo polecam i już nie mogę doczekać się kolejnych przygód naszej bohaterki. Na szczęście Dziewczyna z Konstancina już na mnie czeka.
Dziękuję raz jeszcze panu Witoldowi za egzemplarz i wiele godzin świetnej zabawy!
Agnieszka