fbpx

Recenzja książki Z czego jesteśmy utkani Sebastiana Pietrzaka

„Z czego jesteśmy utkani” Sebastiana Pietrzaka to książka, która od pierwszych stron wzbudza u mnie mieszane uczucia. Tajemnicze złomowisko, na którym budzi się bezimienna bohaterka z trzecim okiem oraz wielowymiarowy świat pełen czarownic i nieoczywistych wyzwań brzmią jak obietnica nietuzinkowej opowieści, prawda? Jednak okazuje się, że obietnica ta nie zostaje do końca spełniona – książka pełna jest interesujących pomysłów, ale ich realizacja pozostawia wiele do życzenia.

Już na początku widać, że autor starał się stworzyć bogaty, symboliczny świat. Złomowisko, na którym zaczyna się akcja, jest fascynującym miejscem, które może zaciekawić czytelnika. Cytat: „zrozumiała, że złomowisko jest oderwanym kawałkiem rzeczywistości, który służy jakiemuś celowi, i każdy, kto na nie trafia, ma do wykonania jakieś zadanie” oddaje dobrze tajemniczość tego świata. Niestety, mimo rozbudowanych opisów, akcja niekiedy staje się chaotyczna, a fabuła zbyt mocno opiera się na niedopowiedzeniach. Czytelnik często musi domyślać się, co właściwie dzieje się na kartach książki.

Bohaterka – zagadka bez imienia

Bezimienna bohaterka jest postacią, której trudno kibicować. Jej wiek pozostaje nieokreślony – raz jest dziewczyną, raz kobietą – a jej motywacje są równie niejasne. Choć posiada trzecie oko i niezwykłe zdolności, brakuje jej psychologicznej głębi. Najbardziej kontrowersyjne są jednak jej wybory moralne. Zamiast rozwiązywać problem czarownic polubownie, bohaterka decyduje się na brutalne morderstwa. Sceny walki, choć pełne potencjału, bywają męczące – często trudno zrozumieć, kto kogo atakuje, a kto broni. Powtarzający się opis „kobieta uderzyła kobietę” jeszcze bardziej utrudnia orientację.

Niewykorzystany potencjał fabuły

Jednym z ciekawszych elementów książki jest wielowymiarowy świat oraz Kowal z dziesiątego wymiaru, który oferuje bohaterce bogatą kolekcję broni. Jednak i tutaj fabuła rozczarowuje – bohaterka wybiera broń, ale nigdy jej nie używa, a czytelnik nie dowiaduje się, dlaczego, ani jaką tajemniczą oręż wybrała spośród bogatej kolekcji Kowala z innego wymiaru.. Kolejne wątki zostają urwane lub pozostawione bez satysfakcjonującego zakończenia, co nie ukrywam, budzi frustrację.

Największym zaskoczeniem jest zwrot akcji, w którym okazuje się, że bohaterka jest jednocześnie jedną z czarownic, które miała zgładzić. To potencjalnie przewrotne i ciekawe rozwiązanie fabularne, niestety pozostaje niewystarczająco rozwinięte, przez co bardziej dezorientuje, niż zachwyca.

Styl – wątpliwa siła książki

Narracja Pietrzaka pełna jest powtórzeń i niezręcznych opisów, które utrudniają lekturę. Styl pisania jest miejscami nużący, a powtarzalność wątków i opisów sprawia, że książka staje się męcząca. Subtelny humor, który pojawia się w niektórych scenach, ratuje sytuację, ale tylko częściowo.

Trudno było mi się utożsamić z główną bohaterką, może to przez jej brak imienia, może brak oszacowanego wieku – raz była kobietą, żeby chwilę później zgłodnieć kilka lat do miana dziewczyny i znów dojrzeć. Bohaterka toczyła walki z czarownicami, które również były bezimienne, więc zdarzało się, że kobieta uderzyła kobietę, jednak trudno było ocenić która którą. Wiele razy czytając książkę musiałam się zatrzymywać i rozszyfrować kto właśnie dostał cios, a kto go uniknął. 

Niestety w przypadku tej książki nie dotrwałam do końca i poddałam się chwilę przed połową akcji. Książka od początku była dla mnie męcząca i skoro nie zmieniło się to do jej połowy, pewnie nie zmieniłoby się do samego końca. Pozwoliłam sobie sięgnąć do innych recenzji, aby dowiedzieć się czegoś na temat dalszej akcji powieści i przekonałam się, że dalej nie będzie lepiej. Jak to mówią, trzeba wiedzieć kiedy ze sceny zejść… choć w przypadku tej książki, czuję się pokonana!

„Z czego jesteśmy utkani” Sebastiana Pietrzaka to książka, która pozostawia wiele do życzenia. Chaotyczna fabuła, niewykorzystane wątki i brak spójności w konstrukcji bohaterki sprawiają, że lektura jest trudna i mało satysfakcjonująca. Choć autor zasługuje na uznanie za próbę stworzenia oryginalnego świata, efekt końcowy niestety rozczarowuje. 

Ocena: 2/10

To może Cię zainteresować

3 komentarze

  1. czytam_na_własne_ryzyko

    Muszę przyznać, że po takim opisie kompletnie odechciało mi się sięgać po tę książkę. Trzecie oko, złomowisko, czarownice i dziesiąty wymiar – niby wszystko, co kocham, a jednak wygląda na to, że całość nie trzyma się kupy. Szkoda, bo koncept miał potencjał. Dzięki za ostrzeżenie!

  2. Twój opis scen walki mnie rozbroił – „kobieta uderzyła kobietę” brzmi jak fragment szkicu, a nie gotowej książki. Uwielbiam surrealizm i symbolikę, ale bez spójnej fabuły i wyrazistych postaci to się po prostu nie da czytać. Recenzja bardzo pomocna – oszczędzę sobie frustracji.

  3. ZawiedzionyCzytelnik

    Niestety, „Z czego jesteśmy utkani” rozczarowuje. Choć książka ma ciekawe pomysły, to sposób ich realizacji pozostawia wiele do życzenia. Niewykorzystany potencjał fabuły, chaotyczna narracja i niezrozumiałe postacie sprawiają, że lektura staje się męcząca. Szkoda, bo pomysł na świat był obiecujący.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *