Cześć! Dziś przychodzę do Was z recenzją książki Demony Babiej Góry Ireny Małysy, która okazała się być mi bliższa, niż się spodziewałam! Uwielbiam książki, które trzymają w niepewności, aż do ostatniej karty, a niewątpliwie ta właśnie taka jest.
Choć w tytule mowa o Babiej Górze, to akcja powieści dzieje się na pomorzu zachodnim po części w Marucicach, po części w moim rodzinnym Koszalinie, a po części w Mielnie – mieszczącym się zaledwie 13 km w stronę morza, przez co historia zdała się mi jeszcze bliższa. Autorka tak opisuje Mielno, jakby tam była. Metafory idealnie oddają charakter tej miejscowości, a jest on jedyny w swoim rodzaju. Mielno przecież niszczy każdego, prawda?
Kobiety spod Babiej Góry
W książce przeplatają się dwie historie, które dzieli ponad pół wieku. Poznajemy różne od siebie kobiety Basię oraz Jadzię, które łączy to, że obie pochodzą spod szczytów Babiej Góry. Demony spod gór nie dają jednak spokoju nawet emigrantkom na drugi koniec Polski i nadciągają nad pomorze zachodnie, do polskiej Ibizy, do Mielna oraz do fikcyjnej (jak się okazuje) miejscowości Marucice, która znajdować się ma gdzieś nieopodal. Marucice nie istnieją, choć szukałam ich z uporem! Jedyną podobną miejscowość znalazłam dopiero w Serbii – Maričiće.

Bohaterki spod Babiej Góry są od siebie różne jak ogień i woda, choć obie mają nieustępliwy charakter, wiele przeszły i są silniejsze od niejednego mężczyzny. Basia jest policjantką, która przyjeżdża nad polskie morze wraz ze swoją mamą Celiną, która spędzi najbliższe dni w sanatoryjnych luksusach. Młodsza Zajda, mimo że również musi przejść serię zabiegów na blizny po niegdysiejszym oparzeniu, woli jednak nie zostawać w senatorium z mamą i innymi staruszkami – wybiera samotny czas w domkach letniskowych. Niestety niezbyt dobrze trafiła, bo dużo wcześniej wpłaciła zaliczkę, a nikt w ośrodku Morski Glamping nie odbierał telefonu. Zdecydowała się na nocleg w domkach Mewa, ale sprawa utraconej zaliczki cały czas chodziła jej po głowie. 600 zł piechotą przecież nie chodzi, prawda? Musiała to zbadać i okazuje się, że odzyskanie zaliczki nie będzie takie proste!
Jadzia to natomiast mężatka z nastoletnim synem, która opuszcza męża Kazka i udaje się do pracy do nadmorskich PGRów do Marucic. Praca okazuje się o wiele ciężka, niż mogliby się spodziewać, a w ogół mnóstwo nieprzychylnych spojrzeń, przez co życie na pomorzu nie jest dla nich usłane różami, a mozolną pracą i zmęczeniem. Do tego trafiają do domu brygadzistki Kobylskiej, która od razu źle patrzy na Jadzię, za to zbyt dobrze na jej syna, Andrzeja*.
Jaka historia połączy te dwie kobiety z tak odmiennymi historiami? Jakie demony spod Babiej Góry nadciągnął do ich nadmorskiego życia. Przeczytajcie sami!
O Babiej Górze oraz legendach z nią związanych pisałam już 2022 na moim drugim blogu i co ciekawe, akcja powieści (części o Basi) dzieje się właśnie dwa lata temu. Ciekawy zbieg okoliczności, prawda?
*Nie byłabym sobą, gdybym nie odkryła małego chochlika. Otóż na stronie 11, kiedy pierwszy raz spotykamy Panią Stanach, nazywa się ona Madzia, a nie Jadzia (w dalszej części książki czytamy już o Jadzi). Zauważyliście? Chyba nadawałabym się na korektorkę.
Demony Babiej Góry oraz pozostałe książki z serii – Daleko od Babiej Góry oraz W cieniu Babiej Góry znajdziecie oczywiście na stronie Wydawnictwa Mova.

Książkę mogłam przeczytać dzięki uprzejmości Wydawnictwa Mova. Dziękuję serdecznie!
Agnieszka