Muszę przyznać, że dość ciekawym było dla mnie czytanie książki Urlop od cierpienia Luizy Tarnowieckiej. Zazwyczaj otwierając książkę, trafiamy na twór zawarty między okładka przednią i okładka tylną, który ma swój układ, dąży do określonego celu ukazania nam pewnej historii. W przypadku tej książki jest zgoła inaczej. Mam wrażenie, że autorka odkręciła kran i zaserwowała nam prawdziwy potok myśli, w którym nie zawsze łatwo się odnaleźć. Myśli łączą się ze sobą po często znanej tylko Pani Luizie nici, którą chyba nie zawsze umiałam dojrzeć. Czytając tę książkę, miałam wrażenie, że czytam czyjś pamiętnik, dziennik myśli, przeżyć, bez konkretnych wydarzeń a sam sens przemyśleń. Na początku czułam się nieco nieswojo, jednak po kilku rozdziałach rozsiadłam się wygodnie i czułam, że płynę razem z falą przemyśleń autorki. Udało się! A jak już złapałam sens, to okazał się on głębszy, niż mogłam się spodziewać.
Czytając “Urlop od cierpienia” płakałam, bo słowa Luizy Tarnowieckiej są o mnie, są o Tobie, są o niej, o nas. Płakałam, bo książka przepełniona jest miłością, akceptacją, odpuszczaniem. Książkę przeczytałam kilka razy, wracałam do konkretnych rozdziałów, jakbym czytała zupełnie nowe dla mnie słowa; a słowa były te same, tylko ja nadawałam im inne znaczenie. Nie podchodziłam do tej pory w taki sposób na przykład do pojawiających się w mojej głowie myśli. Według Pani Luizy myśli się myślą same i jest w tym dużo prawdy. Możemy zwracać na nie uwagę, zagłębiać się w nich, rozmyślać i rozpamiętywać lub puścić je wolno i zupełnie się nimi nie przejmować. A my na co dzień przywiązujemy się do myśli, myślimy, że są nasze, trzymamy się ich sztywno. Bo kim byśmy byli, nie myśląc?
Nawet jeśli myślisz, że nie dasz rady, to nie bierz tego za pewnik. Zastanów się, dlaczego tak myślisz? Kto ci to powiedział! Jakie masz ku temu potwierdzenia, a może okazać się, że żadnych, że dajesz radę zawsze i teraz też doskonale sobie poradzisz, jeśli tylko przestaniesz myśleć, że jest inaczej. Sami mamy wpływ na to, czy się biczujemy, czy głaszczemy po głowie. Jak myślisz, co sprawdzi się lepiej?
Światów jest tyle ile ludzi – każdy ma swój osobisty świat widziany zza własnych okularów – aktualnie czarnych, różowych lub tęczowych. To jak patrzymy na świat, zależy od naszych okularów, naszego doświadczenia, obecnego samopoczucia. Jednego dnia możemy czymś się przejąć do żywego, innego nawet nie zwrócić na to uwagi i często ta druga opcja jest dla nas o wiele lepsza. Słowo, które pojawiało się najczęściej spośród wybranych przez Panią Luizę było – puść. Puść te emocje, puść te urazy, puść te nerwy. Nic nie zmienią, nic nie pomogą, a tylko zaszkodzą, bo ubrudzą okulary, przez które patrzysz na świat.
Luiza pisze o tym, że jedyną osobą, z którą będziemy od początku naszego istnienia aż po jego kres, jesteśmy my sami. Właśnie dlatego warto poznać siebie dogłębnie, aby wiedzieć, co chcemy, czego nie chcemy, co nam służy, a co szkodzi. Czytając książkę, czułam się bliżej siebie niż kiedykolwiek. Poczułam, że zawsze mam dokąd wracać, gdziekolwiek jestem, mogę wrócić do siebie. Sami potęgujemy swoje cierpienie poprzez myśli, więc jesteśmy w stanie je zniwelować, zmieniając myślenie. Czy to właśnie przepis na urlop od cierpienia?
“Jeśli nie zajrzysz za zasłonę i nie spojrzysz strachowi w twarz, dopóki jest mały (…) może urosnąć do rangi wielkiego problemu.”
Autorka ciekawie pisze również o szczęściu, poczuciu szczęścia, jego odczuwaniu. Każdy szczęście odczuwa inaczej, w innych chwilach czuję się szczęśliwy, warto jednak zwrócić uwagę, jakie to są chwile i powtarzać je coraz częściej. Jeśli szczęście sprawia ci spacer z psem – rób to o wiele częściej! Lubisz podróżować? Leć! Lubisz czytać? Czytaj! Bez opamiętania oddaj się swojemu szczęściu. A co najważniejsze zauważ je. Na co dzień. Każdego dnia. Nie tylko w weekendy i na wakacjach, z dala od domu, z dala od pracy, z dala od obowiązków. A właśnie w pracy, w domu, w trakcie obowiązków. Bo przecież to szczęście, że masz pracę, to szczęście, że masz dom, że masz rodzinę, dla której możesz ugotować posiłek. Wystarczy dostrzec to szczęście w dniu codziennym, aby być szczęśliwym człowiekiem.
Książka od początku jest zaskakująca, jednak w połowie trafiamy na prawdziwy plot twist – monolog autorki urywa się, a my zostajemy zabrani w niesamowitą podróż do świata pomiędzy jawą a snem, do jawosnu, gdzie możliwe jest wszystko, co sobie wymarzymy, a nawet o wiele więcej! Jest to niesamowite doświadczenie, które sprawia, że można poczuć, czym jest świadome śnienie, ale też umieranie, ponowne zobaczenie wszystkich najbliższych osób, które już dawno odeszły ze świata rzeczywistego, a teraz są i to młodzi, rześcy, żywi. Gdzie możemy poznać naszych bliskich zmarłych, których nie widzieliśmy na oczy, bo odeszli chwilę przed naszymi urodzinami.
W drugim rozdziale przeniesieni jesteśmy do świata świadomego śnienia, który jest czymś pomiędzy snem a rzeczywistością, a czymś jeszcze zupełnie innym. Przemieszczamy się gdzieś pomiędzy jawosnem, snem, jawą, wyobrażeniem i marzeniem sennym, a opis sprawił, że aż chciałoby się tego spróbować – być poza granicami tego, co rzeczywiste, ale nie śnić tylko odczuwać wszystko w pełni. Oddychać pełną piersią gdzieś w innym świecie poza schematem. Tam, gdzie wzrok nie sięga. Aż chce się zajrzeć do tego świata, spróbować świadomego śnienia na własną rękę i zanurzyć się w tym świecie pomiędzy światami, gdzie możemy zrobić wszystko, być wszędzie i wszystkim. Ciekawie przeczytać opowieść ze świadomego śnienia i muszę przyznać, że sama również chciałabym czegoś takiego doświadczyć, ale chyba jestem za mało cierpliwa. A może ktoś kiedyś tak mi powiedział?
Śmiało można powiedzieć, że jest to książka jedyna w swoim rodzaju i nawet jeśli przeczytałeś w życiu wiele książek, ta może Cię zaskoczyć. Luiza Tarnowiecka zaprasza nas wprost do swojego świata przemyśleń, który okazuje się fascynujący. Książka podzielona jest na dwa duże rozdziały – urlop od cierpienia i między wymiarami, gdzie pierwsza część to monolog autorki, a druga – podzielone na rozdziały opowiadanie spoza rzeczywistości. Obie części są fascynujące, wciągające i aż proszę się o przemyślenia. Książka Pani Luizy to ogromna dawka inspiracji i motywacji, żeby zmienić coś w swoim życiu, jeśli nie jest dla nas idealne, bo wszystko zależy od nas. Nawet jeśli myślimy, że jest zgoła inaczej.
Książkę Urlop od cierpienia Luizy Tarnowieckiej miałam okazję przeczytać, dzięki współpracy ze Sztukater.pl, gdzie również możecie przeczytać moje recenzje wydawnicze.
A Wy, jaki macie sposób na urlop od cierpienia?
Agnieszka